Fenomen Andrzeja KotaPrace Andrzeja Kota znałam z legendarnego w latach siedemdziesiątych „Projektu”, nie wiedziałam jednak jak wygląda ich autor. Pewnego dnia podszedł do mnie, a bardziej do mojego biurka, niewysoki, cichy człowiek i bez słowa zabrał mi spod ręki arkusze papieru i ołówek. Banalna sytuacja, ale w spojrzeniu tego tajemniczego człowieka widziałam fenomenalny głód rysowania, coś magnetycznego, co sprawia, że przez wszystkie lata znajomości – kiedy lekkim krokiem przebiega obok (jak kot), wiem, jak ważne jest, że Andrzej Kot jest blisko.
Kiedyś z zapartym tchem patrzyłam jak Andrzej pracuje: sekunda absolutnego skupienia i przepiękna, doskonale przemyślana praca powstaje natychmiast, bez poprawek i wątpliwości. Jest absolutnym mistrzem w łączeniu odrębnych światów – znaku graficznego, wizualnego symbolu przedmiotu z abstrakcją liter – słów. Dwie zupełnie odmienne rzeczywistości, nad którymi pracują najtęższe potęgi plastyczne XX wieku, semiotyka, itd. U Andrzeja zachodzi zgodność, bliskość grafiki i słowa. Wizualność plastyczna świata wchodzi głęboko w literę i odwrotnie, przewrotność i dowcip wyrazów uzupełniają grafikę – ilustrację, obraz.
I jeszcze przekraczanie granicy między kaligrafią a znakiem drukowanym litery. Pod ręką Andrzeja Kota miękkość ręcznie pisanych znaków przeistacza i ożywia nieruchomą czcionkę. Każda litera ma swoją konstrukcję, tajemną budowę, siłę, którą Andrzej doskonale rozumie i szanuje. Najprzyjemniej jest słuchać Andrzeja Kota kiedy tryska humorem i mówi wierszem. Słowa padają dowcipne i celne jak rysunek.
Krystyna Rybicka Niecodziennik Biblioteczny Nr 1(7) 2007
|